[2012.02.23] Czy rząd już się pakuje?
Dodane przez Administrator dnia 23/02/2012 15:40:00
Czy Tusk rzeczywiście przejmuje się tym, jak będą żyć Polacy za kilkanaście lat? Jeżeli nie – a tego jesteśmy raczej pewni – to po co mu awantura o tzw. reformę emerytalną, która ma podnieść wiek przechodzenia na emeryturę do 67 lat, jednakowo dla kobiet i mężczyzn?
Są dwie możliwości. Być może nasz, pożal się Boże, premier, chce przypodobać się Brukseli (w Unii Europejskiej rozważany jest nawet pomysł podniesienia wieku emerytalnego wszystkim Europejczykom do 72 lat), a tym samym zasłużyć sobie na jakąś europejską posadę. Jest to jednak mało prawdopodobne, bo przecież wiadomo, że niektóre rządy i parlamenty nie zgodzą się na emerytalne eksperymenty. Zresztą taka operacja co innego oznaczałaby np. w Niemczech, gdzie cięższe prace, szczególnie fizyczne, od dawna wykonują emigranci (podobnie jest w innych państwach Zachodniej Europy), średnia wieku jest o wiele wyższa niż w Polsce, m.in. dzięki lepiej funkcjonującej służbie zdrowia, a emerytury są wielokrotnie wyższe niż u nas.
Druga możliwość wydaje się bardziej realna. W sytuacji, gdy zawalił się plan budowy autostrad i unowocześnienia kolei, gdy nowe przepisy w sprawie leków refundowanych wyższymi kosztami obciążą polskich pacjentów, gdy bezrobocie przekroczyło już 13 procent – zajmowanie się reformą, która przyniesie korzyści dla budżetu państwa za 20 lat, okazuje się wygodną ucieczką od aktualnych problemów. Dzięki temu rząd może udawać, że troszczy się o naszą przyszłość i podejmuje temat niepopularnych reform nawet wtedy, gdy grozi mu to poważnym spadkiem społecznego poparcia.
Tymczasem wiele wskazuje na to, że nasze przyszłe emerytury, rzekomo zapisane na kontach w ZUS, to całkowita fikcja: pieniędzy już nie ma, a są jedynie długi, zaciągane na bieżące wypłaty. Katastrofa może nastąpić znacznie szybciej, niż nam się wydaje. Dlatego ministrowi Rostowskiemu puszczają nerwy i histerycznie krzyczy w Sejmie, że „tu Budapesztu nie będzie” (co jest aluzją do reform, które skutecznie przeprowadza Wiktor Orban, prawicowy premier Węgier).
W Platformie wrze. Wielu jej działaczy nie rozumie, dlaczego Tusk wywołuje społeczną awanturę i prowokuje PSL do opuszczenia koalicji. Posłowie PO obawiają się, że w niedalekiej przyszłości mogą zostać rozliczeni (i to nie tylko przez wyborców) za pięć lat wspierania ekipy politycznych oszustów. Schetyna, główny konkurent Tuska w Platformie, szykuje się już do skoku, żeby obalić rząd nieudaczników. W Sejmie jego ludzie rozpuszczają pogłoski, że w najbliższym czasie zostanie ponownie wicepremierem, a wkrótce potem zastąpi dotychczasowego lidera. W Warszawie coraz częściej mówi się o przyspieszonych wyborach, a zmianę rządu niektórzy przewidują nawet jeszcze przed czerwcowymi rozgrywkami Euro.
Na razie Tusk i Kopaczowa forsują prace nad ustawą o emeryturach, starając się odwrócić uwagę opinii publicznej od zbliżającej się finansowej zapaści. Wiosną znów wszystko zdrożeje. Masowe zwolnienia, w tym nauczycieli, pracowników szkół wyższych, urzędników czy personelu szpitalnego, spowodują dalszy spadek notowań rządu i Platformy. W polityce to będzie gorący rok, nic więc dziwnego, że coraz liczniejsi działacze rządzącej partii szykują się do ucieczki z tonącego okrętu. Zanim będzie za późno.
Ryszard Terlecki