[2012.02.09] O OKONIACH W LUTYM
Dodane przez Administrator dnia 09/02/2012 21:18:50
Dlaczego o okoniach piszę akurat teraz? W lutym? Gdy za oknem trzaskający mróz? Bo, po pierwsze, okoń to chyba najbardziej popularna ryba wśród wędkarzy. A po drugie, okonia można łowić na dobrą sprawę przez cały rok. Jak wynika z tabeli zamieszczonej w jednym z numerów „Wiadomości Wędkarskich”, rekordowe okazy tej ryby łowiono w styczniu, lutym, marcu, kwietniu, maju… Z tabeli tej wynika również, że najwięcej rekordowych okazów łowią spinningiści, a zaraz za nimi, na drugim miejscu, plasują się wędkarze podlodowi.
Ci pierwsi najczęściej stosują niezbyt duże wirówki. Szybkie obroty skrzydełka blaszki działają podobno na garbusy jak lep na muchy. Ale skuteczne – w zależności od łowiska – okazują także klasyczne wahadłówki, woblerki, czy wreszcie wszelkiej maści gumki. Niewielkie raczki wykonane z silikonu, kopytka i twisterki skusiły już niejednego wyrośniętego okonia. Ci podlodowi z kolei łowią na przeróżne mormyszki, blaszki, żywe pinki. Zresztą… każdy z nich ma swoje tajemnicze sposoby.
Okoń jest popularny także dlatego, że występuje prawie we wszystkich naszych wodach od Tatr aż po Bałtyk. W rzekach, stawach, jeziorach, zbiornikach zaporowych, kanałach… Jest zwykle – obok niewielkiej płoci czy karasia – jedną z pierwszych zdobyczy początkującego wędkarza. Ale najczęściej są to okonie niewielkie. Mierzące po kilkanaście centymetrów. Sztuką jest wyciągnąć garbusa, który mierzy czterdzieści, czy pięćdziesiąt centymetrów. Sztuką także dlatego, że nie jest rzeczą łatwą go namierzyć. Bo chociaż okonie, to ryby lubiące własne towarzystwo, to jednak duże i starsze osobniki zwykle żyją samotnie – rzadko łączą się w stada. Te stare rybie wygi zasmakowały już niejednej przynęty. Chytrze więc unikają wędkarzy i nie pchają się na haczyk, tak jak ich kilkunastocentymetrowi krewniacy. Ale trafić na naprawdę dużego okonia nie jest łatwo również dlatego, że takich garbusów jest w naszych wodach po prostu coraz mniej.
Ale nawet trzydziestocentymetrowy okoń daje wiele radości. Bo jest bajecznie piękny i… wyjątkowo smaczny. Pamiętam, gdy kilkanaście lat temu wracałem z łowiska nad jeziorem czchowskim, po drodze mijałem dwóch wędkarzy ze Śląska. Spytali mnie, jak mi poszło? Odpowiedziałem, że w siatce mam trzy ładne okonie. Pokazałem im. Pokręcili z uznaniem głowami, a jeden z nich powiedział: No, no… okoń dobro ryba.
Powiedziałbym więcej – sprawiony okoń, upieczony na grillu, w lipcowy czy sierpniowy wieczór, smakuje w sposób, którego się nie zapomina. Mam nadzieję, że nadchodzący wielkimi krokami nowy wędkarski sezon nie będzie najgorszy. Że uda mi się złowić przynajmniej parę ładnych okoni. Oczywiście, innymi rybami też nie pogardzę. Panowie wędkarze! Za trzy tygodnie marzec!
Jakub Kleń