[2006.03.30] Sąsiedzka solidarność
Dodane przez Administrator dnia 30/03/2006 14:08:08
Co możemy zrobić dla demonstrantów w Mińsku, którzy doświadczają brutalnej przemocy ze strony bandyckich formacji Łukaszenki? Jak możemy pomóc żyjącym na Białorusi Polakom, którzy muszą znosić postsowiecką dyktaturę? Czy sąsiadujący z Polską kraj, cierpiący biedę i niewolę, może liczyć na naszą pomoc?
Taka pomoc potrzebna była od dawna. Niestety, jak to zwykle bywa, deklarujemy ją dopiero teraz, gdy białoruska milicja w środku nocy wyłapuje garstkę demonstrantów, bije aresztowanych, a później rozpędza protestujące tłumy. Wtedy łapiemy się za głowę i gorączkowo naradzamy nad najskuteczniejszą formą pomocy. Czym zajmowaliśmy się wówczas, gdy parę lat temu, z braku funduszy – a potrzebne były naprawdę niewielkie pieniądze – przestała z Polski nadawać wolna białoruska rozgłośnia radiowa? Albo wówczas, gdy mieszkający w Polsce Białorusini apelowali o naszą pomoc? Obecnie, od kilku miesięcy, toczą się jałowe dyskusje i spory, kto takie radio powinien na nowo uruchomić. A ono mogło nadawać bez przerwy, na różnych falach, tak aby było odbierane przez różne, często staroświeckie odbiorniki.
To samo z telewizją. Dlaczego w Polsce lub na Litwie nie działa białoruska telewizja? A jeżeli już nas nie stać – nas, a także całej Europy – na założenie takiej stacji, to dlaczego w lokalnych programach, nadawanych we wschodniej części Polski, nie zostały dotąd uruchomione programy białoruskie? Przynajmniej to możemy zrobić, podobnie jak w telewizyjnych serwisach informacyjnych – odbieranych przynajmniej w części Białorusi – jak najwięcej miejsca poświęcać wiadomościom z Mińska. Przecież białoruska telewizja nie pokazuje ani demonstrujących tam tłumów, ani rozpędzanych demonstracji.
A czy protestujący Białorusini rzeczywiście mogą liczyć na wsparcie ze strony Polski? Czy na naszych uczelniach znajdą się miejsca dla wyrzuconych białoruskich studentów? Czy znajdą się dla nich miejsca w akademikach i stypendia? Czy zapewnimy możliwość spędzenia wakacji w Polsce polskim dzieciom z Białorusi? A także dzieciom białoruskich opozycjonistów, karanych aresztami i grzywnami. Możliwości są spore i nasze działania nie powinny ograniczyć się do dyplomatycznych protestów oraz zakazu wjazdu do Polski dla Łukaszenki oraz kilku czy kilkunastu wysokich funkcjonariuszy jego reżimu. Może należałoby uruchomić publiczną zbiórkę pieniędzy na wsparcie polskich organizacji, szykanowanych przez dyktaturę, a może zacząć wysyłać transporty z pomocą, takie same, jakie docierały do Polski z wielu państw Europy po wprowadzeniu stanu wojennego przez Jaruzelskiego, starszego brata Łukaszenki.
Gdy Polska walczyła o swoją wolność, z pomocą spieszyły związki zawodowe, europejskie i amerykańskie. Czy nasza „Solidarność” powołała centrum pomocy dla białoruskich przeciwników dyktatury, koordynujące zarówno zbiórkę pieniędzy i darów, jak i manifestacje poparcia? A może – skoro „Solidarność” nie ma na to dość energii – powinni to zrobić studenci krakowskich szkół wyższych? Albo akademickie duszpasterstwa?
Jedno jest pewne: Polska jest najbliższym zachodnim sąsiadem Białorusi, której mieszkańcy powinni wiedzieć, że przede wszystkim w Polsce mogą liczyć na solidarność i wsparcie. A równocześnie to Białoruś oddziela nas od Rosji i jest w naszym interesie, aby jak najszybciej Białorusini poczuli się Europejczykami, a nie posłusznymi poddanymi Putina i zabiegającego o jego względy Łukaszenki.
Ryszard Terlecki