[2011.11.24] Nowy rząd starej Platformy
Dodane przez Administrator dnia 24/11/2011 12:20:53
Przyglądając się nowemu rządowi Platformy widzimy wyraźnie, że dla Tuska ważniejsze jest utrzymanie kontroli nad własną partią, niż troska o zagrożone kryzysem państwo. Premier uznał za najpilniejsze zduszenie wewnętrznej opozycji, skupionej wokół Grzegorza Schetyny. Dlatego Gowin został kupiony za stanowisko ministra sprawiedliwości, dlatego Garbarczyk otrzymał funkcję wicemarszałka Sejmu, dlatego Grupińskiego mianowano szefem klubu parlamentarnego Platformy. Stronnicy Schetyny zostali rozbrojeni, a on sam zepchnięty do roli szeregowego posła. Dla Tuska ważniejsza jest władza nad skłóconą partią niż zarządzanie państwem.
Nowi ministrowie mają wzmocnić dwór Tuska. Stąd nominacje dla posłanki Muchy (która ma ładnie wyglądać w telewizji – cóż z tego, że nie zna się na sporcie), Sławomira Nowaka (będzie kierować infrastrukturą, o której nie ma pojęcia), Arłukowicza (który dla rządowych foteli zdradził lewicę). Zadaniem ministrów jest robić dobre wrażenie i gorliwie potakiwać premierowi. Skoro Platforma po raz drugi wygrała wybory, to nie ma powodu przejmować się przyszłością Polski. Trzeci raz i tak nie wygra.
Program rządu ograniczył się do zapowiedzi rozmaitych oszczędności. Wszystkie zostaną wprowadzone dopiero za rok, więc na razie rząd może skorzystać z urlopów i pojechać na narty. W przemówieniu Tuska nie pojawił się żaden z najważniejszych problemów Polaków: drożyzna, katastrofa służby zdrowia, dramatyczny stan kolei, wzrost bezrobocia wśród młodzieży, fatalna sytuacja w oświacie. Także pogarszająca się z każdym tygodniem sytuacja międzynarodowa nie stała się przedmiotem troski premiera. Za to okazało się – co przewidywano od dawna – że koszty kryzysu obciążą tych, którzy i tak są najbardziej obciążeni: drobnych przedsiębiorców, emerytów, skromnie zarabiających pracowników. Przy okazji Tusk postanowił zemścić się na wsi, która na niego nie głosowała i upokorzył PSL, które za parę ministerialnych stanowisk musi zdradzić interesy rolników.
Tusk uważa, że ma teraz dwa lata czasu. Polacy są przyzwyczajeni do biedy, więc na skutki kryzysu nie będą reagować tak jak Grecy czy Włosi. Posłuszne telewizje będą zapewniać, że wszystko jest w porządku, a nikt kto nie zechce narazić się na utratę pracy, nie będzie krytykować rządu. Za dwa lata, po wyborach do europarlamentu, Tusk przyjmie posadę unijnego komisarza i zostawi polskie problemy swoim następcom. Kariery europejskie, nawet z łaski Niemiec, są o wiele bardziej atrakcyjne, niż najwyższe posady w słabnącej Polsce. Najbliżsi współpracownicy premiera mogą liczyć, że zabierze ich ze sobą do Brukseli.
Świat według Tuska wydaje się prosty i przyjemny. Trzeba trzymać się bogatych i potężnych, bo liczy się tylko własna kieszeń i wygodne życie. Ważne jest tylko „tu i teraz”, bo kto by się troszczył o to, co stanie się z Polską za dziesięć lat. A nawet jeżeli wcześniej pod ciężarem długów załamie się gospodarka, to i tak uchronią się ci, którzy dziś zgromadzą odpowiednio duże majątki.
Mamy taki rząd, na jaki sobie zasłużyliśmy. Rządzi partia, na którą głosowała większość. Cóż z tego, że za kilka miesięcy wyborcy Platformy złapią się za głowę. Polska znalazła się w krytycznym położeniu i nie wiadomo, czy wystarczy nam sił, żeby otrząsnąć się ze słabości.
Ryszard Terlecki