[2011.10.07] ŻEGNAJĄC WRZESIEŃ NAD WISŁĄ
Dodane przez Administrator dnia 07/10/2011 11:08:40
Okazało się, że pół ostatniego dnia września, czyli pół piątku, mieliśmy wolne, więc wraz z Leszkiem postanowiliśmy wybrać się „gdzieś blisko” na ryby. Wybór padł na Wisłę w okolicach mostu Wandy. Bo blisko i łatwy dojazd samochodem, niemal nad samą wodę. Ale poza przepiękną, słoneczną, ciepłą pogodą i kojącym widokiem leniwie płynącej Wisły, siedem godzin wędkowania nie przyniosło żadnych efektów. Efektów nie mieli też nasi, łowiący w pobliżu sąsiedzi. Oni też siedzieli bez brań od samego rana. Trochę emocji przyniosło jedynie zerwanie trzech naszych zestawów gruntowych (dno, tam gdzie łowiliśmy, musi być usłane jakimiś głazami). Nie pomagało przechodzenie z lewa na prawo, by jakoś odczepić zaklinowane zestawy - oczywiście próba ściągania na wprost również nie przynosiła rezultatów. Później rzucaliśmy już w inne miejsce. Ale kto powiedział, że wyprawa nad wodę zawsze musi zakończyć się siatką pełną ryb. Zawsze, to ryby są jedynie w sklepie. Ta wyprawa jeszcze pod jednym względem była inna od naszych dotychczasowych wypadów – po raz pierwszy w życiu zostaliśmy wylegitymowani przez Społeczną Straż Rybacką. A wędkuję – jakby nie było – od ponad trzydziestu lat.
Jakub Kleń


Ostatni wrześniowy dzień nad Wisłą.