[2011.09.29] MARCIN BĄK - BZYK
Dodane przez Administrator dnia 29/09/2011 17:06:43
Urodził się 20 września 1976 w Krakowie. Zapytany o edukację wyznaje, że bez kłopotów udało mu się ukończyć jedynie podstawówkę. Szkoły średnie, to ciąg problemów. Zaczęło się od technikum kolejowego, z którego został wyrzucony, potem technikum górnictwa odkrywkowego i znów problemy zakończone usunięciem ze szkoły, potem liceum zawodowe – sam wyznaje, że nie pamięta nawet o jakim profilu i znów „wylotka”. Edukacje zakończył w liceum wieczorowym, w którym udało mu się wreszcie dobrnąć do matury. Zapytany o przygody „pozalekcyjne” wspomina: - Przygód w czasie szkolnym miałem tyle, że moglibyśmy spokojnie napisać książkę lub scenariusz do filmu. Większość jednak nie nadaje się do publikacji gdziekolwiek. Są to przygody z cyklu: przypadkowe postrzelenie kolegi z klasy w… pupę z wiatrówki na zajęciach z przysposobienia obronnego - to przykład z technikum. Podstawówka, to fascynacja korkami, które można było zakupić na odpustach. Eksperymentując z nimi przekonałem się, że po wydłubaniu materiału wybuchowego z całej paczki można osiągnąć całkiem widowiskową eksplozję - opowiada.
Już w szkole podstawowej poznał smak pierwszych pocałunków i alkoholu. Pamięta jak dzień wagarowicza spędzał z kruszonem w dłoni na Rynku Głównym gdzie polewaczka rozpędzała szalejących wagarowiczów. Wyznaje, że do pewnego momentu jego życiem rządził chaos, który wziął się z nałogu alkoholowego. - Wpakowałem się w niego przez własną głupotę – mówi szczerze. Kiedy udało mu się uporać z nałogiem okazało się, że został „w tyle” za kolegami. - Kiedy ja piłem, inni uczyli się, zakładali własne firmy, znajdowali dobrą pracę. Kiedy otrząsnąłem się z nałogu, okazało się, że potrafią tylko biegać po scenie i pisać piosenki. Zbyt wiele czasu w swoim życiu zmarnowałem - wyznaje i dodaje: - Tak naprawdę, to od dziecka chciałem być piłkarzem. Trenowałem nawet przez cztery lata, ale papierosy i wóda były ważniejsze. Szkoda, bo gdybym mógł cofnąć czas, nie zrezygnowałbym z piłki na rzecz dymka i kieliszka.- Wyszło inaczej. Zamiast sportem zajął się muzyką, która jak twierdzi go zresocjalizowała. Jest współtwórcą zespołu Nohucki, określanego mianem muzycznego cyberpuku oraz istniejącego od 1999r. zespołu Wu-hae. Wśród zrealizowanych przez niego projektów znalazła się między innymi „Opera Nowohucka” – pierwszy w Polsce album wydany tylko na pendrivie, który powstał w związku z obchodami jubileuszu 60-lecie Nowej Huty. Bzyk, na co dzień mocno związany z Nową Hutą, zaangażował się również w projekt „Posadzeni”. Wspólnie z Tomaszem Urynowiczem, radnym miasta Krakowa, prowadzą z mieszkańcami naszej dzielnicy nie tylko rozmowy o tym co nowohuckie. Efekty ich działań można bez problemu znaleźć „w sieci”. Jednak to, czym Bzyku zajmuje się na co dzień, to muzyka. Obecnie, jak sam wyznaje, jest mocno skoncentrowany na nowej płycie WU-HAE która w lutym 2012 r. powinna trafić do sprzedaży. Zapytany o kolejne działania odpowiada: - W październiku gramy z zespołem KULT trzy koncerty: Wrocław, Łódź i Rzeszów. Wypuszczamy też teledysk do utworu "Taki, taki jestem", który nakręciliśmy w areszcie na Montelupich (gdzie muzycy zagrali koncert dla więźniów – przyp. red). NOHUCKI również będzie aktywny - zapraszam 9 X do klubu Lizard King w Krakowie. Marcin ma 14 letnią córkę, którą wychowuje wspólnie ze swoją dziewczyną. Zapytany o hobby zdecydowanie wymienia piłkę nożną. Jak twierdzi, czasem gra, częściej jednak ogląda mecze w telewizji. - Moja kondycja jest zdecydowanie poniżej krytyki – wyznaje ten do bólu szczery człowiek. Jego zdaniem Nowa Huta ma olbrzymi potencjał, który niestety nie jest w pełni wykorzystywany. Zapytany o ulubione miejsca w Nowej Hucie wymienia: Łąki Nowohuckie – jako sposób na odmulenie od wielkiego miasta i zalew – na szybki relaks. Najbardziej jednak lubi swoje studio w podziemiach Łaźni Nowej, gdzie jak mówi… tu zaczyna się wszystko. Obiecuje, że jeśli Pan Bóg da mu zdrowie, to nagra jeszcze ze trzy płyt i zagra kilka koncertów.