[2011.09.09] Wrześniowe sandacze
Dodane przez Administrator dnia 09/09/2011 13:21:00
We wrześniu warto wybrać się na rzeczne sandacze – zwłaszcza, że ryby te spotkać można dość powszechnie w niedalekiej przecież Wiśle. Uganiają się teraz za podrośniętym narybkiem karpiowatych. Z powodzeniem łowić je można nieopodal rzecznych ostróg i opasek. Miejsc takich nie brakuje od Nowej Huty aż po Koszyce (a zgodnie z porozumieniem z Zarządem Okręgu PZW w Tarnowie, krakowscy wędkarze łowić mogą w Wiśle do mostu, który prowadzi z Koszyc do Szczurowej). Jeszcze, co prawda, najlepsze sandaczowe brania przypadają na przełom dnia i nocy, ale czas dobrego żerowania tej ryby wyraźnie się wydłuża.
Sandacz należy do drapieżników dyskretnych. Jakby niechętnie zdradza swoją obecność w łowisku. W przeciwieństwie do bijących boleni, poluje cicho, bez znanych efektów towarzyszących pogoni za drobnicą. To sprawia, że określenie terenu, na którym żeruje sandacz nie zawsze bywa łatwe. Ale gdy już sandacza zatniemy, może okazać się, że trafiliśmy na rekordową sztukę. Taką jak tę, którą w roku 1980 złowił Wacław Biegan z Krakowa. Jego sandacz ważył 15,6 kg i miał długość 109 (!) centymetrów.
Sandacze łowię na dwa sposoby – na grunt oraz posługując się spinningiem (chociaż są tacy, którzy łowią tę rybę na przepływankę ze spławikiem). Na grunt stosuję zwykle małego żywczyka lub martwą rybkę (ewentualnie filecik), chociaż mojemu koledze zdarzyło się złowić pięknego sandacza na rosówkę i ziarno kukurydzy zaczepione na grot haczyka. Spinningując stosuję zwykle niewielkie srebrne wahadłówki (przypominają srebrzyste uklejki) oraz białawe gumowe kopyta. Używając żywca na grunt korzystam z giętkich kevlarowych lub cieniutkich wolframowych przyponów – tak na wszelki wypadek, gdyby przynętą zainteresował się szczupak. Oczywiście, gdy na haczyku jest filecik, korzystam ze zwykłego przyponu żyłkowego.
Branie sandacza ma zazwyczaj dwa etapy: pierwszy, gdy drapieżnik bierze do paszczy przynętę i odpływa z nią kawałek dalej, przytapiając spławik i drugi, gdy po połknięciu przynęty z haczykiem, odpływa – wtedy zacinamy. Warto wspomnieć, że sandacz nie należy do ryb szczególnie walecznych. Nawet na stosunkowo cienką żyłkę można wyholować duży okaz. Rybę wyjmujemy z wody za pomocą podbieraka, a nie ręką. Sandacz ma ostre łuski, którymi bardzo łatwo można się skaleczyć.
Sandacz ma dodatkową zaletę – jest wyjątkowo smaczny. Sandaczowe mięso dorównuje smakiem pstrągom i okoniom. A świeży, złowiony niedawno sandacz, przyrządzony na grillu, posmarowany delikatnie masełkiem i skropiony cytryną jest po prostu nie do podrobienia.
Jakub Kleń