[2005.06.23] Olbrzym z jeziora
Dodane przez Administrator dnia 23/06/2005 14:53:27
Podjechałem nad jezioro w Bartkowej, by korzystając z wolnej soboty, trochę połowić. Nad brzegiem spotkałem pana Zbyszka. Pan Zbyszek ma blisko osiemdziesiąt lat, a znamy się z lat dwadzieścia. Nie widzieliśmy się od roku, więc z ciekawością słuchałem jego najnowszych opowieści spod kija. Tej soboty zwierzył mi się z przygody, jaka spotkała go jesienią nad jeziorem.
Był początek października. Pan Zbyszek postanowił połowić na żywca. Tradycyjnie. Z dużym spławikiem i umiejętnie zapiętym na kotwiczce żywczykiem. Było późne popołudnie. W jednej z zatoczek pan Zbyszek delikatnie zarzucił zestaw i czekał. To było jego ulubione i jednocześnie pewne łowisko. Rzadko zdarzało się, by stamtąd wracał bez ryby. Tym razem też miał nadzieję, że do domu wróci z pokaźnym szczupaczyskiem. Siedział już ze dwie godziny, gdy leniwie poruszający się po powierzchni spławik nagle zatańczył i pomimo swojej dużej wyporności, gwałtownie schował się pod wodę. Pan Zbyszek zaciął. Wygięty niemiłosiernie stary kij był najlepszym dowodem, że zacięcie było skuteczne. – No, teraz spokojnie i bez nerwów – powtarzał sobie mój rozmówca. Zaczęło się pompowanie. Dwa metry w stronę brzegu i odjazd na pięć metrów w głąb jeziora. W trakcie kolejnej próby podprowadzenia ryby, ta nagle wyskoczyła z wody. Przez sekundę, może dwie sekundy, pan Zbyszek stał jak oniemiały. Szczupak musiał mieć blisko metr długości. Po chwili poszedł pod wodę i zaczął uciekać na lewo. Kołowrotek terkotał jak oszalały. W pewnym momencie poluzowało. Kij wyprostował się. – Nie uwierzysz, co było dalej – opowiadał znajomy. – Zacząłem zwijać żyłkę. Byłem pewien, że szczupak się urwał. I gdy przekonanie graniczyło już z pewnością, poczułem coś, jakby zaczep. Ale to nie był zaczep, bo holowałem jakiś ciężar. Kij znów był niemiłosiernie wygięty, a ja, metr po metrze zwijałem grubą „trzydziestkę”. Było może ze trzy metry od brzegu, gdy wyjaśniło się wszystko. Zobaczyłem, że holuję... potężną oponę od traktora. Jej wygląd wskazywał na to, że w wodzie przeleżała już kilka lat. Być może ustawiona była na sztorc, a mój szczupak uciekając przepłynął przez nią i wtedy udało mu się uwolnić, a kotwiczka zahaczyła o skraj opony. Taką miałem przygodę – zakończył opowieść.
Nie wiem, czy wierzyć, czy nie wierzyć. Bo pan Zbyszek opowiada czasami niestworzone historie.
Jakub Kleń