[2011.06.23] KARASIE ZNAD KANAŁU (II)
Dodane przez Administrator dnia 23/06/2011 10:01:19
Pierwsze brania zaczęły się przed piątą. Na moim kiju bombka delikatnie drgnęła, drgnęła raz jeszcze i zaczęła jechać pod kij. Miękko zaciąłem. Poczułem niezbyt duży opór, ale wiedziałem, że zacięcie nie było puste. Po kilku minutach na brzegu miałem prawie trzydziestocentymetrowego japońca. Nie minęło wiele czasu, gdy usłyszałem stanowcze „mam”. To Leszek oznajmiał, że też coś holuje. Z ciekawości podszedłem pod jego stanowisko, by zobaczyć co on przyhaczył. Okazało się, że też złowił karasia. Ale jego japoniec był trochę większy od mojego. Mierzył trzydzieści dwa centymetry. Obie nasze ryby wzięły na czerwone robaki. Później było tylko lepiej. Do godziny dziewiątej złowiliśmy razem dziewięć karasi – ja wyciągnąłem pięć, a Leszek cztery. Wszystkie w okolicach trzydziestu centymetrów. Po dziewiątej brania ustały. Dopiero o jedenastej przed południem bombka na kiju Leszka zaczęła sygnalizować, że coś się dzieje. – Chyba coś niucha – rzucił po cichu Leszek. – Zobaczymy – odpowiedziałem i z napięciem obserwowałem dziwne drgania jego sygnalizatora. – Tnę- usłyszałem nagle stanowcze stwierdzenie mojego kolegi. I zaciął. Nawet skutecznie, bo za chwilę na brzegu wylądował niewielki leszczyk. I to była ostatnia nasza ryba tego dnia. Co ciekawe, żadna z nich nie połakomiła się na przynętę podaną na zestawie ze spławikiem. Wszystkie wzięły z klasycznych zestawów gruntowych ze sprężynami. Prawdopodobnie nasze ryby żerowały z dna, a przynęta z zestawu spławikowego zawieszona była gdzieś pośrodku toni.
Jakub Kleń


Ten karaś srebrzysty mierzył trzydzieści dwa centymetry.