[2011.06.16] Siła czy strach
Dodane przez Administrator dnia 16/06/2011 21:15:49
Wielka masówka na dziesięciolecie Platformy, urządzona w Gdańsku w zeszłą sobotę, wywołała zachwyt w wysługujących się władzy telewizjach. Demonstracja siły – zgodnie powtarzali lektorzy partyjnych komunikatów, udający dziennikarzy. Powódź kłamstw i manipulacji, która zalewa telewizje, świadczy o narastającym niepokoju uczestników medialnego cyrku.
A tymczasem od tygodni w wielu miastach i gminach sporządzano listy urzędników, którzy obowiązkowo mieli stawić się na gdańskiej fecie. Setki tysięcy złotych wydano na ich transport, wielu innych za przywilej gorliwej służby musiało zapłacić z własnych kieszeni. Chociaż w hali Ergo Arena pojawiła się czołówka polityków PO, największą po Tusku owację dostał Grabarczyk, sławny budowniczy autostrad, modernizator kolei, Kazimierz Wielki polskiej infrastruktury XXI wieku. W cieniu jego sławy i dokonań pozostawały inne gwiazdy rządowego niedołęstwa i resortowego partactwa: Kopaczowa, Klich, Hallowa, Sikorski. Wielkie sukcesy w niszczeniu służby zdrowia, obniżaniu poziomu polskiej edukacji czy płaszczeniu się w polityce zagranicznej, najwyraźniej nie zyskały takiego uznania wśród partyjnej gawiedzi, szczęśliwej, że dotarła na miejsce mimo dziurawych dróg i spóźnionych pociągów.
Tusk obiecywał dalsze sukcesy. Zapowiadał, że jego partia nie będzie kłaniać się związkowcom, ani klękać przed księżmi. Mówił: Europa czeka dziś na naszą prezydencję – a obecni na sali mieli miny, jakby wierzyli w te zapewnienia. W pierwszych rzędach siedzieli politycy, którzy w ostatniej chwili przesiedli się na dryfujacy okręt. Dlaczego? Bo wyciągnięto ich z politycznego lamusa i pozwolono przez chwilę postać na wielkiej scenie. Rosati, a kto to jest? - pytali działacze z prowincji. Za to gwiazda z przeceny, Arłukowicz, nieco lepiej znany telewizyjnej publiczności, zapewne już żałował zmarnowanej kariery u boku dawnych kolegów. W Platformie był potrzebny na parę minut, kto będzie o nim pamiętał za dwa tygodnie?
Najsmutniejszy był występ Kluzik-Rostkowskiej. Zdrady nikt nie szanuje. Opuściła Prawo I Sprawiedliwość, porzuciła dawnych przyjaciół. Ale tego było jej mało. Zdradziła także tych, z którymi z PiS odeszła, którym obiecywała polityczne sukcesy, których do końca przekonywała o swojej lojalności. Za prawo do występu na tej żałosnej gali musiała wyprzeć się lidera PiS, któremu zawdzięcza swoją obecność w polityce. Z wypiekami na twarzy, z chrypiącym głosem, źle uczesana i pretensjonalnie ubrana, płaszczyła się przed tymi, których jeszcze nie tak dawno szczerze nienawidziła. Dostała oklaski, pewnie ostatnie w życiu.
Na zjeździe wyświetlono przemówienie prezydenta Komorowskiego. Życzył sukcesów, odwagi i szczęścia. To ostatnie szczególnie będzie potrzebne. Bo odwagi w Platformie już nie widać. Raczej paniczny strach przed utratą władzy. Wtedy trzeba będzie odpowiedzieć za błędy i zaniechania, za afery, łapczywość i kolesiostwo. A także – przed Trybunałem Stanu – za Smoleńsk.
Platforma zaczyna kampanię. Ma do dyspozycji machinę zawłaszczonego państwa, ma pieniądze i medialnych klakierów. Ale nie ma sukcesów innych niż ten, że przetrwała cztery lata u władzy. Nie ma programu i nawet niczego już nie obiecuje. I za nic ma zwykłych ludzi, a to zwykli ludzie za cztery miesiące zadecydują o wyniku wyborów.
Ryszard Terlecki