[2005.06.23] Kryzys Europy
Dodane przez Administrator dnia 23/06/2005 14:52:35
Kryzys Europy
Spotkanie przywódców państw należących do Unii Europejskiej zakończyło się polityczną kompromitacją. Po odrzuceniu projektu konstytucji europejskiej w referendach we Francji i Holandii, po rezygnacji z prób jej przegłosowania przez Wielką Brytanię, Danię i Czechy, przyszła kolej na awanturę w sprawie budżetu na najbliższe lata. Najbogatsze państwa Unii zablokowały jakikolwiek kompromis, nie chcąc dopuścić do zwiększenia wydatków na wsparcie nowych państw członkowskich. Brytyjski premier nie chciał ani o funta (Wielka Brytania nie należy do strefy euro) zmniejszyć tzw. rabatu, czyli wytargowanej parę lat temu zniżki w opłatach ponoszonych na rzecz Unii. A nie chciał zmniejszyć tej zniżki, ponieważ prezydent Francji nie chciał zgodzić się na obniżenie dopłat dla francuskiego rolnictwa. Skoro Francuzi nadal zamierzają dopłacać do anachronicznego rolnictwa i nie chcą ustąpić ani trochę, to Brytyjczycy także pozostaną przy swoim. Zagniewani przywódcy Europy opuścili Brukselę. Nie pomogły nalegania Niemiec, Hiszpanii i Polski, aby podjąć jeszcze jedną próbę porozumienia. Unia Europejska pogrążyła się w poważnym kryzysie.
Ten kryzys nie jest niczym zaskakującym. Po pierwsze dla państw tzw. starej Unii, a więc przede wszystkim dla Francji, Niemiec, Belgii, Holandii czy Włoch, ostatnie rozszerzenie Unii Europejskiej aż o dziesięć państw to był duży wysiłek. Przyjęcie Malty czy Słowenii, Estonii czy Łotwy, nawet Czech, tylko nieznacznie wpłynęło na europejskie fundusze. Przyjęcie Węgier czy Słowacji rodziło już znacznie większe problemy, natomiast największe kłopoty spowodowało przyjęcie Polski. Nie tylko dlatego, że do Polski – z racji jej wielkości i liczby ludności – trzeba było dopłacać znacznie więcej, niż do pozostałych państw. Polska stwarzała też problemy natury politycznej: sprzymierzyła się ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie interwencji w Iraku, domagała się dalszego rozszerzania Unii, utrudniała przyjacielskie stosunki Francji i Niemiec z Rosją prezydenta Putina. Ponadto Polska broniła traktatu z Nicei i usiłowała wokół tej obrony zmontować koalicję państw nowoprzyjętych.
Mieszkańcy „starej” Europy właśnie m. in. z powodu problemów z Polską patrzą nieufnie na dalsze rozszerzanie Unii. A tymczasem zapowiadane jest przyjęcie Rumunii i Bułgarii – państw znacznie większych od Węgier czy Słowacji, a równocześnie znacznie biedniejszych od Polski. W dodatku w kolejce czekają następni: Chorwacja, Macedonia, a także Turcja, czyli największy problem właśnie dla Niemców i Francuzów. Za kilka lat coraz trudniejsze będzie uchylanie się od odpowiedzi na pytanie: a co dalej z Ukrainą?
Gdy powstawały pierwsze Wspólnoty Europejskie, ich tworzeniu przyświecała idea wspólnej historii i kulturowej jedności, przywiązania do demokracji i chrześcijańskiej solidarności. Stopniowo ten ideowy projekt rozmieniano w gospodarczych interesach, a ideę wspólnoty zastąpiono naiwną koncepcją rywalizacji ze Stanami Zjednoczonymi. Dowodem na zarzucenie wielkiego planu budowniczych zjednoczonej Europy sprzed pół wieku, był projekt eurokonstytucji, z którego usunięto fragment o chrześcijańskich korzeniach europejskiej cywilizacji. Skutki obserwujemy dziś z niepokojem: jeżeli Unia Europejska ma być jedynie spółką akcyjną, obliczoną na hipotetyczny zysk, to nic z tego nie będzie. Interesy wspólników są zbyt rozbieżne. Jeżeli natomiast Europa będzie w stanie powrócić do ideałów chrześcijańskiej solidarności, to znajdzie się w niej miejsce dla Rumunii i Bułgarii, a pewnie także dla Ukrainy i Gruzji. Wymaga to jednak politycznych zmian: wyborczej porażki socjalistów w Niemczech i Hiszpanii, odświeżenia klasy politycznej we Francji i we Włoszech. Przede wszystkim jednak wymaga to moralnego i religijnego odrodzenia całej Europy.
Ryszard Terlecki