[2006.02.09] Granice przyzwoitości
Dodane przez Administrator dnia 09/02/2006 20:55:15
Prawdopodobnie już w niedalekiej przyszłości Europa będzie musiała odpowiedzieć sobie na pytanie, jak postępować wobec systematycznie rosnącej liczby muzułmanów, zamieszkujących przede wszystkim Francję, Niemcy, Austrię czy Włochy, ale także Wielką Brytanię, Belgię, Holandię czy państwa skandynawskie. Partie lewicy z zasady sprzeciwiają się jakimkolwiek pomysłom ograniczenia napływu emigrantów, sądząc, że w przybyszach źle aklimatyzujących się w bogatych krajach Zachodu, zyskają przyszłych wyborców. Tymczasem jednak muzułmańscy przybysze nie tylko źle aklimatyzują się we Francji czy w Niemczech, ale nie aklimatyzują się wcale. Ponadto z pogardą odnoszą się do lewicowych działaczy, walczących o ich prawa, ponieważ znaczna część spośród nich opowiada się za narzuceniem w przyszłości państwom osiedlenia zasad islamu, jako obowiązującego wszystkich prawa.
Europę czeka jedno z najpoważniejszych wyzwań w jej historii, tym bardziej, że białej i chrześcijańskiej ludności gwałtownie ubywa, a muzułmanie nie tylko przyjeżdżają do Europy, ale także – wśród tych, którzy tu już mieszkają – mają od rodzimych Europejczyków znacznie wyższy przyrost naturalny. Ponieważ koncepcja wielokulturowości, a więc zgodnego współżycia różnych ras, narodów i kultur, przemieszanych ze sobą, okazała się w Europie całkowicie nierealna, już w najbliższych latach dojdzie do całkowitej zmiany polityki większości państw europejskich. Takie wydarzenia, jak ataki muzułmańskich terrorystów w Hiszpanii i w Anglii, niedawna eksplozja rozruchów rasowych we Francji, czy zwycięstwo terrorystów z Hamasu w wyborach parlamentarnych na terenie Autonomii Palestyńskiej, przyspieszają perspektywę gwałtownego starcia dwóch kultur.
Czy jednak sprzeciwiając się ekspansji islamu w Europie, należy obrażać uczucia religijne muzułmanów? Przecież nie wszyscy spośród nich są zwolennikami „świętej wojny”. Europejskie gazety, które zamieściły obraźliwe dla muzułmanów karykatury proroka Mahometa, zrobiły to w imię obrony rzekomo zagrożonej wolności słowa. Rezultat jest taki, że w Syrii czy Libanie podpalono ambasady państw, w których ukazały się owe karykatury, a cały świat muzułmański aż wrze z oburzenia. Czy dla satysfakcji jakichś nieodpowiedzialnych redaktorów, można narażać na niebezpieczeństwo europejskich turystów i dyplomatów? Czy każde głupstwo, jakie przyjdzie do głowy autorowi satyrycznych rysunków, powinno zostać opublikowane? Jak my przyjęlibyśmy karykatury, np. Matki Bożej, zamieszczone w arabskich gazetach? Mieliśmy już zresztą do czynienia z popisami rozmaitych pseudoartystów, usiłujących obrazić Jana Pawła II rzekomo w imię obrony wolności sztuki. Byliśmy oburzeni, chociaż – o ile wiem – autorzy tych wyczynów pozostali bezkarni.
Do gazet, które opublikowały obraźliwe dla muzułmanów karykatury, dołączył dziennik „Rzeczypospolita”. Redaktor naczelny tłumaczył, że trzeba bronić wolności słowa. Premier i minister spraw zagranicznych polskiego rządu poczuli się zmuszeni do złożenia wyrazów ubolewania. A ja przypomniałem sobie, jak z redakcji tego samego dziennika wyrzucono Bronisława Wildsteina za udostępnienie dziennikarzom spisów, sporządzonych w Instytucie Pamięci Narodowej. Wildstein działał w interesie opinii publicznej i wolności słowa, natomiast redakcja ugięła się wówczas przed wciąż wpływowymi obrońcami agentów.
Warto zauważyć, że przeciwko obrażaniu uczuć religijnych muzułmanów wypowiedziały się także Stolica Apostolska i Episkopat Polski. Gazetowy skandal powoduje, że tym pilniejsze staje się powołanie instytucji, broniącej przestrzegania podstawowych zasad etyki i przyzwoitości w polskich mediach.
Ryszard Terlecki