[2011.02.04] Jak zapobiec katastrofie?
Dodane przez Administrator dnia 04/02/2011 12:57:45
Czy wiosna przyniesie poprawę nastrojów społecznych, czy przeciwnie – w rezultacie sytuacji gospodarczej – nadejdzie ich gwałtowne pogorszenie? Pamiętamy manifestacje zdesperowanych Węgrów, kiedy ich lewicowy rząd przyznał, że oszukał społeczeństwo. Dziś po tym rządzie nie ma już śladu, a ówczesna prawicowa opozycja zdobyła niemal pełnię władzy i zapowiada dokończenie zmian, rozpoczętych po obaleniu komunizmu. Nie daj Boże, aby dotknęło nas załamanie gospodarcze, takie jak w Grecji czy Irlandii. Tym bardziej, że Grecy i Irlandczycy żyją na wyższym poziomie i mają oszczędności, a większość z nas żyje od pierwszego do pierwszego i każde zachwianie równowagi ekonomicznej odczujemy znacznie boleśniej. Ale powtórzenie sukcesu węgierskiej centroprawicy z pewnością powstrzymałoby dalsze osłabianie i ubożenie polskiego państwa.
Rząd Platformy i PSL usiłuje uratować Polskę przed finansowym załamaniem. W jaki sposób? Między innymi sięgając po pieniądze, których brak odczujemy dopiero za parę lat, czyli po przyszłe emerytury. Chce także pozbyć się wielu państwowych wydatków: na szpitale, na szkoły wyższe, na kolej. Co to oznacza? Leczyć się będą ci, co mają pieniądze (około 10 procent Polaków stać na korzystanie z prywatnej służby zdrowia), za wyższe studia trzeba będzie płacić, a na razie zbankrutuje wiele uczelni, w których nauka jest jeszcze za darmo, kolej będzie jeździć tam, gdzie jej się to opłaca, a pasażerowie niech sobie radzą sami albo siedzą w domu (już dziś pociągów jeździ coraz mniej i w coraz gorszym stanie, a doszło do tego, że na niektórych stacjach – np. w Krynicy czy Wadowicach – zlikwidowano kasy biletowe, bo „nie przynoszą zysku”).
Równocześnie rząd zaciąga kolejne długi (które my wszyscy będziemy spłacać) i umożliwia szybkie dorabianie się rozmaitym „krewnym i znajomym” (przykład opisany w prasie to resort ministra Grabarczyka, ale można obawiać się, że tak dzieje się wszędzie). Za parę lat stoczymy się do poziomu zacofanej prowincji Europy, zależnej od Rosji i Niemiec, nie tylko nie zdolnej do ewentualnej obrony swoich granic (bo armia jest stopniowo demontowana), ale także do zapewnienia bezpieczeństwa obywatelom (bo chroni nas nieliczna, słabo wynagradzana i źle wyposażona policja).
W sondażach notowania Platformy szybko spadają, ale wobec propagandowego walca, jaki przetacza się przede wszystkim w telewizjach, całkowita zmiana nastrojów może nie nastąpić przed jesiennymi wyborami. Co wtedy? Nawet gdy PiS wygra wybory, to Platforma z lewicą i PSL będą usiłowały utworzyć kolejny rząd przetrwania. Rząd słaby, wewnętrznie skłócony, niezdolny do zdecydowanego działania. Wprawdzie będzie to rząd na kilka miesięcy, może na rok, ale szkody jakie wyrządzi Polsce będą trudne do naprawienia. Wtedy dopiero następne, z pewnością przyspieszone wybory, zakończą się pogromem liberałów. Czy jednak w tej sytuacji warto czekać jeszcze dwa lata?
Polska potrzebuje zmiany. Polacy potrzebują siły, żeby stawić czoła przeciwnościom. To nieprawda, że liczy się tylko to, co jest tu i teraz. Tusk kłamie. Ważne jest także to, co było za nami i to, co będzie przed nami. Wielu Polaków ogłupiono, wielu omamiono beztroskim życiem. Ale Polska nie może stać się łupem cwaniaków. Zbyt długo znosiliśmy biedę i upokorzenia. Przychodzi czas rozrachunku.
Ryszard Terlecki