[2011.01.27] Premier z PSL-u?
Dodane przez Administrator dnia 27/01/2011 17:34:33
Kto będzie premierem po Donaldzie Tusku? Czy odwołanie ministra Klicha rozpocznie proces rozpadu rządowej koalicji? Czy do jesiennych wyborów Platforma przystąpi podzielona i skłócona?
Trzy lata rządów koalicji PO-PSL to czas stracony dla polskiej gospodarki – powiedział Jarosław Kaczyński na sobotnim zebraniu Rady Politycznej PiS. Rzeczywiście, początek tego roku po raz kolejny pokazał, jaki błąd popełnili Polacy głosując na partię Tuska. Takiego popisu nieudolności i niekompetencji nie oglądaliśmy od dwudziestu lat. Teraz jednak przychodzi czas na zmiany.
W ministerstwach aż huczy od plotek. Urzędnicy dzwonią do polityków opozycji i zapewniają, że z tym rządem nigdy nie chcieli mieć nic wspólnego. Sekretarki wymieniają między sobą najnowsze pogłoski o bliskich dymisjach. Na biurkach stygnie kawa, dokumenty tygodniami czekają na podpisy, wszyscy są zajęci spekulacjami, kto zastąpi obecnych członków rządu. Ale najważniejsze pytanie, jakie co dzień od rana obiega Warszawę, brzmi: kto pokieruje tym całym bałaganem?
Nowy premier będzie miał trudne zadanie. Powstrzymać narastający kryzys, zahamować wzrost cen i bezrobocia, zatrzymać spiralę długów. Kto tego dokona? Spekulacji jest więcej niż realnych możliwości. Schetyna jest zbyt zręcznym graczem, żeby na kilka miesięcy przed wyborami podjął się niewykonalnego zadania. Gowin, o którym często mówi się w Warszawie, ma zbyt słabe poparcie w strukturach partii. Inni są zbyt zgrani, żeby uratowali Platformę przed wyborczą klęską. Grabarczyk? Wolne żarty. Bukiet kwiatów, który partyjne koleżanki wręczały mu w Sejmie po kolejowej kompromitacji, przekreślił jego ambicje na długie lata. Sikorski? W polityce zagranicznej ma na swoim koncie same porażki. A może Chlebowski, bohater afery hazardowej, który powoli odbudowuje swoje wpływy? To byłoby możliwe, gdyby Platforma chciała oddać wybory walkowerem.
Ludowcy już proponują rząd „fachowców”. W PSL jest co najmniej kilku chętnych na posadę premiera: Pawlak, Kłopotek, Piechociński. Każdy z nich chętnie widzi się w roli Witosa. Mogą dobrać kilku bezpartyjnych ministrów, dołożyć paru z drugiego szeregu Platformy, a potem ruszyć ławą na obsadzanie wszystkiego co się da swoimi szwagrami i kuzynami.
A jednak zmiana wydaje się nieuchronna. Kompromitacja goni kompromitację. Nie będzie autostrad, ani obwodnic, tysiące nauczycieli straci pracę, służba zdrowia już od połowy roku nie będzie miała za co leczyć, przyszłe emerytury pochłonie dziura budżetowa, policja w końcu odmówi ścigania przestępców, a za benzynę będziemy płacić 6 złotych. Trudno się dziwić, że Tuskowi puściły nerwy. Żeby uratować Grabarczyka musi poświęcić Klicha. Żeby osłonić Kopaczową (a jeszcze niedawno chciał dla niej funkcji marszałka Sejmu), powinien odwołać Millera. Układanka, która pasowała do drużyny trampkarzy i nocnych bankietów, sypie się teraz pod ciśnieniem problemów.
Tusk jest zmęczony. Wyraźnie widać, że stracił wolę walki. Sam nie ustąpi, ale narastający wokół niego pomruk zniecierpliwienia partyjnej kadry, nie wróży mu nic dobrego. Czy przetrwa najbliższe miesiące?
Ryszard Terlecki