[2011.01.13] Pozabijamy się na chodnikach
Dodane przez Administrator dnia 13/01/2011 18:55:42
W dzisiejszym „Głosie” publikujemy tekst o krakowskim Lokalnym Programie Rewitalizacji, w którym znalazła się m. in. „stara” część Nowej Huty. Oczywiście wszelkim działaniom, które mogą poprawić wizerunek naszej dzielnicy należy tylko przyklasnąć, a zaangażowanym w projekt społecznikom kibicować. Problem w tym, że na efekty ambitnego programu trzeba będzie poczekać, a to z czym aktualnie styka się wielu mieszkańców, już dzisiaj woła o pomstę do nieba. Mam na myśli nowohuckie chodniki. I nie chodzi nawet o estetykę miasta, ale o zwykłe bezpieczeństwo. Nie chodzi mi też o stare chodniki, ale o te, które wykonane zostały kilka lat temu. Gdy na dobre puści mróz, który dzisiaj trzyma chodnikowe płytki na uwięzi, zobaczymy jaki jest standard wykonanych w Nowej Hucie chodnikowych remontów. Chodniki wykonane wzdłuż alei Róż „klawiszowały” już w lecie i na jesieni. W listopadzie i grudniu złapał mróz i… dokonał reszty. Płytki już wystają jedna nad drugą. Na wiosnę trudno będzie tamtędy przejść. W podobnym stanie jest chodnik przy placu Centralnym od strony al. Jana Pawła II. Gdy zrobi się ciepło będzie tam prawdziwe trzęsawisko.
Na te prace miasto wydało setki tysięcy złotych, które dosłownie zostały utopione w błocie. Bo mróz mrozem, ale jakoś płytki na ul. Grodzkiej się nie rozchodzą, nie „klawiszują”. Inaczej jest w Nowej Hucie. Tutaj mamy przykład zwykłego partactwa. Szybko ułożyć płytki, wziąć kasę i zabiegać się o następną fuchę – taka filozofia zdaje się przyświecać wielu firmom wykonującym u nas prace brukarskie (przy okazji można odnieść wrażenie, że władze Krakowa tolerują takie podejście, bo jakoś nie słyszałem, by wymuszały na swoich kontrahentach solidność). A, że chodniki, po dwóch czy czterech latach, zaczynają się rozlatywać, to już problem mieszkańców.
Jan L. FRANCZYK