[2010.08.26] Renata Katarzyna Jacher (z domu Nowak)
Dodane przez Administrator dnia 26/08/2010 17:57:48
Urodziła się 19 sierpnia 1962 r. w nowohuckim Szpitalu im. S. Żeromskiego. Z całą pewnością można ją nazwać nowohucianką, bowiem niemal całe swoje życie, z niewielką, 4-letnią przerwą, spędziła w Nowej Hucie. Pierwsze, i jak się upiera ostatnie, wagary zaliczyła w przedszkolu. Już będąc w podstawówce miała jasno sprecyzowane plany, chciała zostać nauczycielką. Jej pierwszym „uczniem” był młodszy o 6 lat brat, Maciek, któremu uparcie przekazywała zdobytą w szkole wiedzę. Renata bardzo ciepło wspomina okres nauki w szkole średniej – było to Liceum Sióstr Prezentek. – To był wspaniały czas, nowe „babskie” znajomości – bo Liceum PP Prezentek to żeńska szkoła. Spotkania z nauczycielami wielkiego serca i rozumu, rozmowy z siostrami zakonnymi – otwartymi i chętnymi do pomocy. To był bardzo ważny czas dla polskiego Kościoła – czas wyboru Ojca Świętego, jego pierwszej pielgrzymki i zamachu. Przez 4 lata nauki w liceum miałam 100% frekwencję! Ale kujonem nie byłam. Moją piętą achillesową była i jest matematyka – wyznaje. Wybierając studia brała pod uwagę jedynie humanistyczne kierunki. Całkiem świadomie wybrała pedagogikę specjalną w Wyższej Szkole Pedagogicznej. Czas studiów to początki działalności w Ruchu „Wiara i Światło”. Pierwsze spotkania z osobami niepełnosprawnymi, wspólne wyjazdy letnie i zimowe, Msze Święte – odprawiane czasami w mieszkaniach. To niezapomniane chwile, do dzisiaj trwające przyjaźnie, z ludźmi dla których obcowanie z osobą niepełnosprawną jest wartością bezcenną. Pierwszą pracę podjęła na piątym roku studiów. Było to Przedszkole Specjalne nr 100 na os. Uroczym, gdzie pracuje do dzisiaj i jak wyznaje nie ma zamiaru tego zmieniać, a swoją pracę traktuje jak drugi dom. W tym „pierwszym” jest zawsze gwarno i wesoło. Jej wyzwanie to czworo dzieci. Każde ma swój album ze zdjęciami, pierwszymi słowami, obciętymi włoskami i innymi pamiątkami. I ona i dzieci lubią wracać do wspomnień. Najstarszy Jakub ma 23 lata i jest w pełni usamodzielniony. Ma pomysły, plany, marzenia – jedne w sferze realizacji, inne już zrealizowane. – Jest nieszablonowy, mam czasami trudności ze zrozumieniem jego życiowych ideologii – wyznaje mama Renata. Weronika – 21 lat – jest studentką III roku studiów zaocznych pedagogiki specjalnej na Uniwersytecie Pedagogicznym. Idzie w ślady mamy, choć plany kiedyś miała inne. Pracuje w Akademii Rozwoju Dziecka. Kocha dzieci ogromnie i o pracy z nimi może opowiadać bez końca. Kolejna córka, Kasia, ma 18 lat, właśnie zdała maturę i dostała się na I rok studiów pedagogiki wczesnoszkolnej i przedszkolnej. Ciągle poszukująca, szalona i kolorowa. Ma wszechstronne zainteresowania. Pracuje jako opiekunka z dziećmi, co sprawia jej niebywałą satysfakcję. I najmłodszy syn, Adam, lat 14 – uczeń II klasy gimnazjum dla dzieci słabowidzących i niewidomych na ul. Tynieckiej. Urodził się z wieloma problemami zdrowotnymi, ale dzięki wczesnej interwencji psychologiczno-
-pedagogicznej, rehabilitacji i wspaniałym ludziom rozwija się dobrze i ciągle zaskakuje wszystkich pomysłami. Gra na klarnecie i fortepianie, interesuje się pająkami, a w przyszłości chce zostać entomologiem. – Jest ciągłym wyzwaniem miłości i cierpliwości – mówi z czułością Renata. Jest jeszcze czworonożny „członek rodziny” – Krecik – piesek kundelek wzbudzający uśmiech na twarzy prawie każdego przechodnia – mały, czarny i bardzo przyjacielski.
Renata Jacher od 10 lat działa w Stowarzyszeniu Rodzin i Przyjaciół Dzieci Specjalnej Troski „Dom Nadziei” zlokalizowanym oczywiście w Nowej Hucie na os. Zgody 4b. – Podobne problemy, wymiana doświadczeń, adresów lekarzy, ośrodków rehabilitacyjnych, wspólne spotkania – to wszystko daje siłę. Dlatego między innymi wszyscy i dzieci i ich rodzice spotykają się w Domu Nadziei przy każdej okazji, a także i bez okazji – mówi Renata.
Możliwość pomocy komukolwiek w jakikolwiek sposób to podstawa jej życia. Zapytana o hobby mówi bez zastanowienia: zbieranie przepisów kulinarnych. Trudno zliczyć wszystkie zeszyty i segregatory z przepisami, które ma w domu. Śmieje się, że to posag dla córek. Kocha Nową Hutę, zna każdy zakątek. Tu się wychowała, a tata pokazywał jej różne ciekawe miejsca, młyn, wodospad, wyścigi żużlowe, kopiec Wandy...
Jej zdaniem szkoda zmian jakie zachodzą w Nowej Hucie. – Sklepy zmieniają się w ciucholandy, apteki i banki. Nie ma gdzie spokojnie usiąść, napić się kawy, zjeść szarlotkę (bez dymu nikotynowego i alkoholu). Był świetny Club 1949, ale ciasny umysł niektórych lokatorów nie pozwolił na jego dalsze funkcjonowanie. A szkoda – mówi. Po siedmiu przeprowadzkach, wreszcie od 18 lat ma piękny widok z balkonu – Łąki Nowohuckie, w oddali kopce i klasztor na Bielanach. – Wieczorem żaby mi za oknem kumkają, a rano bażant wrzaskliwym głosem szuka partnerki. Codziennie przypominam sobie, że świat jest piękny. Życie jest darem, a ludzie mimo wszystko są dobrzy. I niech tak zostanie – mówi ta wieczna optymistka.
Aga Łoś