[2005.12.21] Łosoś na talerzu
Dodane przez Administrator dnia 21/12/2005 22:42:38
Co prawda na wigilijnych stołach nadal króluje w naszym kraju karp, ale coraz częściej pojawia się też łosoś. To za sprawą hipermarketów, w których łososi do wyboru: świeże, mrożone, filetowane, pokrojone w dzwonka… Co prawda najczęściej jest to łosoś hodowlany, a więc faszerowany różnymi paszami. Jego smak ma się tak do smaku łososia atlantyckiego jak smak pstrąga złowionego w górskich potoku do pstrąga z hodowli. Ale zawsze to łosoś.
Łosoś żyjący i dorastający w środowisku naturalnym to prawdziwe wezwanie dla najlepszych wędkarzy. Aż wierzyć się nie chce, że ryba ta potrafi pokonać Ocena Atlantycki, by po roku czy dwóch latach powrócić na tarło do… własnego miejsca urodzenia. Prawdziwym wyczynem nawigacji jest trafienie do ujścia tej samej rzeki, z której się kiedyś wypłynęło. A gdy na swej drodze w górę rzeki łosoś natrafi na jaz lub wodospad, których nie potrafi przepłynąć, wtedy skacze. Jeśli wystartuje z odpowiednio głębokiej wody potrafi wyskoczyć nawet na wysokość trzech i pół metra w górę. To właśnie od tej umiejętności łososiowatych skoków ryba wzięła swą łacińską nazwę – salmo (salmo wywodzi się od łacińskiego salire – czyli skakać).
Gdy łososie dotrą już do swych macierzystych wód rozpoczynają trwający do połowy stycznia okres rozrodczy. Pod koniec tego okresu ryby są tak wycieńczone, że większość samców i duża część samic ginie z wyczerpania albo z powodu pleśniawki – choroby wywołanej grzybami, które atakują zwłaszcza najmniej odporne osobniki. Z kolei te, którym pomimo wszystko udało się przeżyć, przeczekują zimę i zbierają siły na ponowną wędrówkę w kierunku morza…
Łososie potrafią fascynować. I fascynowały także pisarzy. Pamiętam, że jako młody chłopak zaczytywałem się w opowiadaniach Jacka Londona – o XIX-wiecznych połowach łososi w Ameryce Północnej.
Jakub Kleń