[2010.07.01] PO DEBACIE
Dodane przez Administrator dnia 01/07/2010 20:10:19
Z uwagą oglądałem debatę kandydatów na Prezydenta RP w niedzielny wieczór. Słowo „debata” nie było tu najlepszym określeniem, gdyż dla mnie spotkanie określane tym rzeczownikiem, to konfrontacja poglądów, z tonami polemiki. Niestety poglądy obu kandydatów w niektórych przypadkach niewiele się różniły i głoszone przez nich oświadczenia były tak okrągłe i zagmatwane, że niewiele można było z nich zrozumieć. Dotyczyło to w szczególności spraw społecznych. Obaj kandydaci sprawę in vitro obchodzili jak mogli, aby tylko nie złożyć wyraźnej deklaracji. Przepraszam, od Bronisława Komorowskiego dowiedziałem się, że jest za życiem, a od Lecha Kaczyńskiego, że jest katolikiem i zarodek uważa za człowieka. Pozostawiam to bez komentarza.
Podobnie było w kwestii odniesienia się do legalizacji par tej samej płci z wyraźnym zaznaczeniem prowadzącej „debatę” dziennikarki, że wyklucza się możliwość przysposobienia. Mimo tego ułatwienia żaden z panów kandydatów nie odniósł się wyraźnie do tego problemu. Komorowski twierdził, że te sprawy są już uregulowane i nie ma potrzeby tworzyć nowej regulacji prawnej, a Kaczyński w ogóle uciekał od odpowiedzi, mówiąc, że nie ma problemu, bo w Konstytucji określono, iż małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny... Później już Kaczyński próbował polemizować w sprawie wcześniej omawianego pytania. Panowie starali się co nieco konfrontować, ale prowadzące dziennikarki szybko starały się kandydatów temperować, zabraniając konfrontowania poglądów.
Chociaż należy odnotować dwa spięcia w bloku polityki zagranicznej. Gdy Jarosław Kaczyński w sprawie Białorusi chciał rozmawiać z Rosją, Bronisław Komorowski całkowicie się z nim nie zgodził i powiedział, że to tak, jakby ktoś w sprawie Polski próbował rozmawiać przez Berlin. Trudno nie odmówić tej argumentacji słuszności, bo czas polityk mocarstwowych minął, a Białoruś jest suwerennym państwem. Zazgrzytało, gdy pod koniec „debaty” Komorowski zarzucił Kaczyńskiemu, że próbował „przehandlować” dopłaty dla rolników za utworzenie silnej europejskiej armii, czemu żywo zaprzeczył zaatakowany. Nie wnikam w ten spór, ale widać wyraźnie, ze stroną mocniejszą był Komorowski, który próbował zrobić z nudnych monologów debatę.
Na koniec odnotuję, że Grzegorz Napieralski, przewodniczący SLD, nie zdecydował się na poparcie żadnego z kandydatów, co już przewidziałem w tym miejscu w ubiegłym tygodniu. Jednak zachęcił swoich wyborców do udziału w wyborach w drugiej turze, mówiąc, że wierzy w mądrość tych, którzy go poparli. Nie ulega wątpliwości, że jest to ciche poparcie Bronisława Komorowskiego, co głośno wyrazili inni liderzy lewicy, np. Aleksander Kwaśniewski czy Józef Oleksy. Jest to deklaracja poparcia mniejszego zła, gdyż ludzie lewicy pamiętają Kaczyńskiemu propozycję delegalizacji partii lewicowej SLD oraz lustracji ludzi powiązanych z PRL. Czynione obecnie deklaracje, że nie będzie używał słowa „postkomuna” nie wzbudzają zaufania. Ludzie lewicy mają pamięć i nie dadzą się nabrać. Poparcie tego elektoratu powinno dać zwycięstwo Bronisławowi Komorowskiemu. Już za kilka dni przekonamy się, czy tak będzie...
SŁAWOMIR PIETRZYK