[2010.06.10] Skok na pałac
Dodane przez Administrator dnia 10/06/2010 15:22:37
Czy powódź wpłynie na wynik wyborów? Platforma Obywatelska uważa, że tak i dlatego tak kurczowo trzyma się terminu 20 czerwca. Ogłoszenie stanu klęski żywiołowej, który ułatwiłby akcję ratunkową i dał możliwość większej mobilizacji np. wojska, równocześnie spowodowałby przesunięcie terminu wyborów o trzy miesiące. Platforma wie, że nie zdoła tak długo ukrywać nieudolności rządu i że rozgoryczenie brakiem realnej pomocy dla powodzian odbije się na wyborczych wynikach Komorowskiego. Dlatego chce wyborów jak najszybciej.
Tymczasem Tusk ciężar wsparcia dla powodzian stara się przerzucić na samorządy. Szczególnie tam, gdzie jak na Podkarpaciu, władza samorządowa jest w rękach prawicy. Tusk jeździ do zalanych miejscowości, pozuje do zdjęć na wałach, przed kamerami udziela wywiadów jak powiatowy komendant Ochotniczej Straży Pożarnej, ale pieniędzy dla powodzian chce dać jak najmniej. Ciekawe kto rządzi polskim państwem, skoro premier wojażuje wzdłuż rozlanych rzek? A ile kosztują te wyprawy, z liczną świtą, z wystawnymi posiłkami, z ochroną policji i z użyciem sprzętu (np. helikopterów), który mógłby w tym czasie zostać znacznie lepiej wykorzystany. Wojskowe amfibie wożą po błocie rządowe limuzyny, zamiast w tym czasie pomagać powodzianom. Parę dni temu za Tuskiem jeździł też Komorowski, ale przestał, bo w jego wydaniu komedia troski o zalane wsie i miasta jeszcze bardziej rzucała się w oczy.
Tusk nie chce nowelizacji budżetu, bo nie chce też większych środków przeznaczyć na pomoc dla tych, którzy utracili domy i gospodarstwa. Za rok będą wybory parlamentarne i budżetowe pieniądze będą potrzebne na obiekty, którymi można się chwalić w czasie wyborczej kampanii. Wtedy otwierać się będzie nowe „Orliki”, boiska, stadiony, urządzać huczne imprezy, a o powodzianach i ich losie telewidzowie do tego czasu zapomną. Zostaną biedni ludzie ze swoim nieszczęściem, skazani na swoje siły i jałmużnę państwowych urzędników. A jeżeli będą narzekać, to zrzuci się winę na samorządy i na pomoc społeczną, bo rzekomo nie działały dość sprawnie.
Powódź to katastrofa spowodowana przez nieprzewidywalny żywioł, ale w słabym państwie powódź to katastrofa podwójna. A państwo jest dramatycznie słabe i słabnie coraz bardziej. Widać to na każdym kroku. Trudno się dziwić, że Komorowski boi się telewizyjnej debaty, w której miałby przeciwko sobie nawet Pawlaka, zmęczonego nieudolnością i cwaniactwem Platformy. Komorowski nie ma nic do powiedzenia na obronę słabego rządu, a swoim przyszłym wyborcom może obiecać jedynie jeszcze słabsze i jeszcze bardziej bezradne państwo.
Debaty nie będzie, ale ponieważ Platformie puszczają już nerwy, będzie więcej agresji i więcej pogardy dla głupiego tłumu, który nie rozumie, że ci, którzy rządzą, muszą coś z tego mieć i to nie byle okruszki. Gdyby nie udał się skok na pałac prezydencki, to wiele pomysłów na duże pieniądze musiałoby pójść do kosza. Na przykład plan prywatyzacji szpitali, zablokowany przez śp. Lecha Kaczyńskiego, który teraz Komorowski podpisałby z radością.
Jak się nie uda teraz – myślą stratedzy Platformy – to za rok zawalczymy w wyborach parlamentarnych i przynajmniej uratujemy nasz rząd. A co będzie, jak za rok też się nie uda? Wtedy skończą się złote czasy dla złotych interesów.
Ryszard Terlecki