[2005.12.17] Opozycjoniści i sojusznicy
Dodane przez Administrator dnia 17/12/2005 12:21:01
Dla perspektyw polskiej polityki w nadchodzącym roku, miniony tydzień był ważny z dwóch powodów. Po pierwsze dwie zwaśnione partie prawicy, a więc Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska zgodnie głosowały podczas wyboru nowego prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. Pamiętając kłótnie sprzed pięciu lat, gdy Sejm przez wiele miesięcy nie mógł uzgodnić kandydatury, dysponującej wymaganą większością głosów, można mieć nadzieję, że w obecnej kadencji częściej zwyciężać będzie pragmatyzm oraz zrozumienie dla nadrzędności interesów państwa. Przypomnijmy, że w zeszły piątek za wyborem prezesa IPN głosowały PiS i PO, a także LPR i PSL, natomiast przeciw SLD i Samoobrona.
Po drugie zaczęła się dyskusja nad budżetem państwa, a tym samym dyskusja nad przyszłością obecnego Parlamentu. Jak wiadomo ewentualne odrzucenie ustawy budżetowej skutkuje rozpisaniem nowych wyborów. Ponieważ budżet przygotowuje rządząca partia, to ona musi przekonać inne ugrupowania do poparcia jej projektu. Paradoks polega na tym, że na przyjęciu budżetu najbardziej zależy opozycji, a najmniej rządzącemu PiS-owi. Dlaczego? To proste. Sondaże opinii publicznej pokazują, że gdyby dziś doszło do wyborów, PiS otrzymałby około 10 procent głosów więcej niż we wrześniu, PO miałaby wynik nieznacznie lepszy niż poprzednio, natomiast Samoobrona straciłaby parę procent, a LPR, SLD i PSL znalazłyby się poza wyborczym progiem. Dlatego opozycja ma powody, aby obawiać się nowych wyborów, a jej posłowie gdy zorientują się, że los ich diet poselskich jest zagrożony, z pewnością zagłosują za uchwaleniem budżetu.
Skoro ponowne wybory opłacają się tylko PiS-owi, to jaki sens ma pozostawanie w opozycji Platformy Obywatelskiej? Tym bardziej, że jest to opozycja tak niewygodna, jak wykazało głosowanie nad projektem nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, gdy za odrzuceniem projektu PO wystąpiła razem z SLD. Może się okazać, że głosowanie przeciw rządowi będzie skazywać Platformę na sojusz z postkomunistami, co prędzej czy później (ale raczej prędzej) doprowadzi do rozłamu wewnątrz partii, a w konsekwencji do jej całkowitej marginalizacji.
Warto odnotować jeszcze jeden wątek wydarzeń z ostatniego tygodnia, tym razem dotyczący polityki zagranicznej. Przez Europę przetacza się fala podejrzeń związanych z tzw. tajnymi lotami samolotów amerykańskiej agencji wywiadowczej CIA do kilku państw naszego kontynentu. Podczas niektórych z tych lotów mieli być przewożeni najbardziej strzeżeni więźniowie – przywódcy organizacji terrorystycznych. Rozmaite lewicowe organizacje wystąpiły hałaśliwie przeciwko tym lotom, a także w obronie terrorystów, rzekomo brutalnie traktowanych przez funkcjonariuszy CIA. Powtarzając opinie tych organizacji wiele gazet i stacji TV, także w Polsce, zdaje się nie pamiętać, że toczy się wojna na śmierć i życie z Al.-Kaidą i innymi podobnymi grupami, że w zamachach nie tylko w Nowym Jorku, ale także w Madrycie i Londynie, zginęły tysiące niewinnych ludzi, że Amerykanie ponoszą główny ciężar walki z terroryzmem, a wiele państw Europy, w tym Polska, jest ich sojusznikami w ramach NATO. Czy sojusznikowi, walczącemu z pozbawionymi skrupułów zbrodniarzami, nie należy się pomoc i moralne wsparcie? Krzykliwi obrońcy praw człowieka, tak gorliwie tropiący domniemane przewinienia USA, jakoś milczą na temat terroru w Chinach, Korei czy Czeczenii. Historia się powtarza: pacyfiści, którzy pół wieku temu protestowali przeciw amerykańskiej interwencji w Wietnamie, nawet nie zająknęli się wówczas na temat agresji ze strony Chin i Związku Sowieckiego. Czyżby totalitaryzm w nieco zmienionym wydaniu, znalazł sobie również nowych popleczników?
Ryszard Terlecki