[2009.10.15] Awaryjny plan Tuska
Dodane przez Administrator dnia 15/10/2009 21:11:03
Wszystko wskazuje na to, że Donald Tusk pożegnał się z marzeniami o prezydenturze. Cel, któremu podporządkowano wszystkie działania, w imię którego zrezygnowano z wyborczych obietnic, dla którego zrujnowano państwo, a najwyższe stanowiska obsadzono nieudolnymi kolegami premiera, na telefon wykonującymi polecenia szemranych biznesmenów – ten cel nie zostanie osiągnięty. Tusk teraz żałuje, że nie zadowolił się rolą szefa partii i kandydata na prezydenta, że zachciało mu się także zostać premierem. Początkowo planował kierować rządem rok, najwyżej dwa lata, a potem zająć się prezydencką kampanią. Aby tak się stało musiały zostać spełnione dwa warunki: rząd musiał sprawiać wrażenie, że radzi sobie z zarządzaniem państwem, a w odpowiednim momencie ktoś z Platformy musiał zastąpić Tuska i objąć funkcję premiera.
Cały plan zawalił się jak domek z kart. Teraz ustąpienie Tuska oznaczałoby ostateczną kapitulację rządu i w niedługim czasie strąciło Platformę w polityczną przepaść. Aby przynajmniej część dzisiejszych posłów PO znalazła się w przyszłym parlamencie, partia musi jak najdłużej robić dobrą minę do beznadziejnej gry i ratować resztki popularności. Ponadto Tusk i tak nie ma kogo wyznaczyć na swoje miejsce. Dotychczasowy kandydat na premiera, Grzegorz Schetyna, został publicznie poniżony i ośmieszony, przez co z najbliższego zausznika stał się groźnym wrogiem premiera. Czy są inni kandydaci? Bronisław Komorowski, żywy syfon wody sodowej, który z nie znanych powodów uwierzył, że jest mężem stanu? Sejmowi ujadacze, w rodzaju Stefana Niesiołowskiego czy Janusza Palikota? Jarosław Gowin pozujący na partyjnego Wernyhorę? Któryś z pomniejszych „załatwiaczy”, wiernie naśladujących Chlebowskiego i Drzewieckiego? Ławka jest krótka, a nikt poważny z zewnątrz partii nie wsiądzie do tonącego okrętu. Chyba że pechowy Cimoszewicz, zawsze gotowy do kandydowania na cokolwiek.
Platforma ma kłopot, bo do wyborów pozostał już tylko rok. A przegrane wybory prezydenckie to prosta droga do klęski w wyborach parlamentarnych w 2011 roku. Część dzisiejszych posłów PO w porę przesiądzie się do PiS-u, część pobiegnie do Piskorskiego, ale większość znajdzie się na politycznej emeryturze, a jak już raz zasmakowało się konfitur „załatwiania”, to potem trudno jest wrócić do zgrzebnej rzeczywistości. Platforma poszukuje więc gorączkowo planu awaryjnego.
Zgodnie z takim planem Tusk musi dotrwać jako premier do kongresu partii w maju przyszłego roku. Wtedy, oficjalnie namaszczony na kandydata PO na prezydenta, zostawi fotel premiera Waldemarowi Pawlakowi. Za tę cenę ludowcy nie wystawią własnego kandydata i Tusk zyska dodatkowe 4-5 procent. Czy przejdzie do drugiej tury i zmierzy się z Lechem Kaczyńskim? Tak się stanie, o ile lewica nie znajdzie mocnego kandydata. A to jest możliwe, bo o jej poparcie zabiega teraz Olechowski, kolejny wyborczy pechowiec.
Aby zrealizować taki plan Platforma nie może dopuścić do ujawnienia kolejnych afer. Pierwszy krok to usunięcie Mariusza Kamińskiego, szefa CBA. Trzeba także przejąć kontrolę nad NIK, mocniej chwycić obrożę nałożoną prokuraturze, a w policji rozpędzić zespoły tropiące przestępczość zorganizowaną. Czy to wystarczy? Bardzo wątpię. Ale Tusk już się nie cofnie, nawet kosztem utopienia Platformy. Wtedy po wielkiej partii zostanie trochę boisk „orlików” i duży niesmak.
Ryszard Terlecki