[2005.11.18] Jesienny Dunajec (II)
Dodane przez Administrator dnia 18/11/2005 13:49:40
Na miejsce biwaku wybraliśmy kamienistą plażę pomiędzy dwiema główkami, która wiosną i w lecie, gdy woda jest wyższa, zalana jest wodą i w miejscu tym tworzy się mała zatoczka, w której można łowić na spławik, bo woda jest prawie stojąca. Teraz woda w Dunajcu jest wyjątkowo niska. Ale miejsce wydaje się interesujące. Przy jednej i drugiej główce prąd wody wyraźnie żywy, po paru metrach przelewa się w szeroką płań. Nasza plaża schodzi nad wodę, która metr od brzegu robi się dość głęboka. To efekt meandrowania Dunajca. To na tym odcinku woda całą swoją siłą wymywa dno tworząc półtora- dwumetrową głębie. Tutaj muszą być ryby, które schodzą z żywego prądu. A może gdzieś w głębi czai się jakiś miętus?
Zmontowaliśmy gruntówki, zarzuciliśmy zestawy i zajęliśmy się gromadzeniem drzewa na ognisko. Póki co było ciepło, 14, 15 stopni w skali Celsjusza, ale gdy słońce schowa się za horyzont, to może być naprawdę zimno, a zamierzaliśmy połowić przynajmniej do dziesiątej wieczorem. Na szczęście na brzegach sporo było przyniesionego wodą drzewa, teraz już wyschniętego i nadającego się na opał. Nieopodal naszego stanowiska zobaczyliśmy spory konar z korzeniami. O drzewo nie musieliśmy się martwić.
Tymczasem wędki spokojnie czekały na branie. Na haczykach pełny zestaw przynęt: dendrobeny, białe robaki, kawałek żółtego sera (na wypadek brzany), kuleczka ikry (specjał przywieziony przez Andrzeja ze Stanów Zjednoczonych)… Od czasu do czasu nęcimy łowisko. Powyżej główki. Smuga zanęty powoli spływa na stanowiska. Przez pierwsze trzy godziny ani jednego brania. Wreszcie Mirek zwija gruntówkę. – Idę obrzucić główki – komunikuje nam swoją decyzję. Montuje niewielkiego woblerka i idzie w górę rzeki. My zajmujemy się rozpaleniem ogniska. Wokół ognia układamy szerokie kamienie, które rozgrzane ogniem będą służyć nam za patelnie, na których pogrzejemy przywiezione przez Andrzeja specjały.
(Ciąg dalszy za tydzień)
Jakub Kleń