[2009.08.11] Smutne lato w Krakowie
Dodane przez Administrator dnia 11/08/2009 13:22:17
Upalne lato w mieście nie nastraja zbyt optymistycznie. Szczególnie tych, którzy wakacje mają już za sobą albo przez całe lato nigdzie z Krakowa nie wyjadą. Jedyną zaletą wakacyjnego sezonu jest brak ulicznych korków i swobodniejsze przemieszczanie się po mieście. W tym roku wielu krakowian cieszy też mniejsza liczba turystów, szczególnie tych najbardziej uciążliwych – europejskiej hołoty, pijanej i rozwrzeszczanej, demolującej puby i kawiarnie, sikającej na Rynku i zaczepiającej spokojnych przechodniów. Uczestnicy tych pijackich wypraw w swoich krajach już po chwili zostaliby potraktowani tak, jak na to zasługują: pałką i aresztem, a potem solidną grzywną. W Krakowie nie wiedzieć dlaczego przyzwolenie na pijackie awantury cudzoziemców traktowane jest jako przejaw tradycyjnej gościnności, a policja i straż miejska często unikają interwencji z powodu… bariery językowej.
Turystów jest jednak mniej, także tych, o których Kraków powinien zabiegać. Co jest przyczyną coraz gorszych sezonów? Z pewnością brak kulturalnych atrakcji, nieudolna promocja miasta, a także wysokie ceny w hotelach i restauracjach. Ale większość krakowian, szczególnie tych mieszkających w centrum miasta, jest z mniejszej liczby turystów bardzo zadowolona. Równocześnie jednak mamy także wiele powodów, aby to ciche zadowolenie zrównoważyć głośnym narzekaniem.
Przede wszystkim miejskie służby wciąż jeszcze nie zauważyły, że skończyła się zima. Nawet ostatnie upały nie przekonały magistratu, że to już środek lata, a nie początek marca. Setki dziur, szczególnie na bocznych ulicach (ale nie tylko) grożą złamaniem koła i groźnymi w skutkach wypadkami. Kogo to obchodzi? Większe remonty ślimaczą się miesiącami, mniejszych nikt nie podejmuje, bo czy opłaca się wygrywać przetargi na drobne sumy? Patrząc na nawierzchnię ulic, Kraków coraz bardziej upodabnia się do miast Ukrainy czy Białorusi.
Trwa też konsekwentne oszpecanie miasta. Od pewnego czasu w kilku miejscach, m.in. pod Pocztą Główną, stoją betonowe stojaki na rowery – prawdziwe potworki, straszące swoją szpetotą, topornością i niefunkcjonalnością. Temu, kto je zaprojektował należałoby ograniczyć prawo wykonywania zawodu do terenu jego własnej działki, ale tego, kto to paskudztwo zatwierdził, warto posadzić chociaż na trochę w jakimś równie obrzydliwym miejscu odosobnienia. Kraków ma zresztą słabość do brzydoty i spapranych inwestycji. Opera, którą trzeba jak najszybciej zamknąć, dworzec autobusowy bez dojazdu, architektoniczna szkarada obok magistratu – to tylko kilka przykładów z ostatnich lat. Do tego rozstawione w centrum ławki-sarkofagi, na których nie da się siedzieć (leżeć zresztą też nie), fontanny-pośmiewiska, jak ta na Małym Rynku, wreszcie metalowa skorupa, porzucona koło Ratusza, wszystko to świadczy nie tyle o bezguściu miejskich władz, co o finansowej zapobiegliwości – pożal się Boże – architektów i artystów, uwieszonych u magistrackiej klamki.
Chociaż krakowianie muszą znosić to zaśmiecanie miasta produktami beztalencia i niekompetencji, to przynajmniej mają nadzieję, że przed przyszłorocznymi wyborami obecnym władzom nie uda się zniszczyć widoku z Wawelu na drugą stronę Wisły i ustawić tam mieszkalnych bloków. Chociaż wtedy będzie można reklamować Kraków jako niegdyś piękne miasto, które tak łatwo i za tak wielkie pieniądze, udało się skutecznie oszpecić.
Ryszard Terlecki