[2005.11.11] Bez koalicji
Dodane przez Administrator dnia 11/11/2005 13:06:49
Komentarze, w których prześcigają się gazety i stacje telewizyjne, przedstawiające rzekomo dramatyczną sytuację, jaka powstała w Polsce po wyborach parlamentarnych i prezydenckich, opierają się na kilku mitach, uparcie powtarzanych i wmawianych opinii publicznej. Po pierwsze – twierdzą nasi wytrawni znawcy polityki – wyborcy zarówno Prawa i Sprawiedliwości, jak i Platformy Obywatelskiej, wprawdzie głosowali na wybrane przez siebie partie, ale w rzeczywistości głosowali na koalicję PO-PiS. Ci wyborcy są teraz rozczarowani, ponieważ koalicji nie ma, a PiS przygotowuje się do samodzielnych rządów.
Bardzo jestem ciekaw, czy ci sami komentatorzy powtarzaliby tę samą formułkę, gdyby wygrała Platforma. Jestem pewien, że usłyszelibyśmy wówczas następujące rozumowanie: skoro partia rozsądku i umiaru, jaką jest PO, uzyskała większość, to ona powinna rządzić, a PiS co najwyżej taki rząd posłusznie wspierać. Tymczasem, ku zaskoczeniu stronniczych mediów (a także ku rozczarowaniu autorów przedwyborczych sondaży) zwyciężył PiS, a obrażona Platforma nie przystąpiła do koalicji. Czy wyborcy PiS martwią się z tego powodu? Wręcz przeciwnie – mają nadzieję, że rządowi Marcinkiewicza uda się sprawnie reformować państwo, a PO sama przyjdzie po rozum do głowy i prędzej czy później taki rząd zacznie wspierać.
Drugi mit, powtarzany do znudzenia, zapowiada marną przyszłość słabego (bo bez PO) rządu PiS-u i w związku z tym przyspieszone wybory w najbliższym czasie. Te wybory miałaby oczywiście wygrać PO, ale zyskać na nowym rozdaniu powinny także Liga Rodzin i Samoobrona.
Tu komentatorzy powielają jeszcze większą bzdurę. Dlaczego wyborcy, którzy dotąd nie głosowali na PO, mieliby teraz poprzeć partię obrażonych? Czy postąpiliby tak ze współczucia dla biednego Tuska? W polityce nikt nie rozczula się nad losem przegranych. Oczywiście rozczulają się dotychczasowi zwolennicy, ale od tego głosów nie przybywa. Pokazuje to zresztą pierwszy powyborczy sondaż, przygotowany dla Faktów TVN. Wynika z niego, że gdyby wybory odbyły się 3 listopada, a więc kilka dni po utworzeniu rządu Marcinkiewicza, to PO dostałaby tyle samo głosów co w wyborach parlamentarnych, natomiast PiS o 6 procent więcej. Jego przewaga wzrosłaby jednak jeszcze bardziej, nie tylko dlatego, że różnica wobec PO zamiast 3 procent, jak to było w wyborach, wynosiłaby teraz 9 procent, ale także dlatego, że według tego samego sondażu Liga Rodzin i PSL nie przekroczyłyby progu wyborczego. Przy stosowanej obecnie metodzie przeliczania głosów, daje to znaczny wzrost liczby mandatów poselskich dla zwycięzców. Warto zauważyć, że Samoobrona w wyborach uzyskała 11,4 procent, a w sondażu już tylko 9 procent.
W Sejmie jest wielu nowych posłów, po raz pierwszy zasiadających w poselskich fotelach. Czy można oczekiwać, iż ci posłowie posłuchają ewentualnych wezwań Tuska i Gronkiewicz-Waltz, aby doprowadzić do rozwiązania Sejmu i ponownych wyborów? Znów będą walczyć w kampanii, znów ponosić jej koszty, tym razem jednak z perspektywą znacznie słabszego wyniku? Jest mało prawdopodobne, aby na takie ryzyko poszli posłowie PO. Jeszcze mniej prawdopodobne, aby za rozwiązaniem Sejmu zagłosowali posłowie LPR i PSL. Rząd PiS-u ma przed sobą przynajmniej rok spokojnego rządzenia i powinien ten okres jak najlepiej wykorzystać.
A co będzie za rok? Czy Platforma wytrzyma bezczynne trwanie w opozycji, czy też w jej miejsce powstanie kolejna nowa partia? A może władzę w PO obejmą zwolennicy porozumienia? Z pewnością będzie to lepiej odbierane przez jej wyborców, niż destrukcja i krytyka rządu u boku postkomunistów z SLD.
Ryszard Terlecki