[2009.06.12] Zaczęło się od placu Zwycięstwa
Dodane przez Administrator dnia 12/06/2009 12:34:13
We wtorek, 9 czerwca, wraz z wieloma mieszkańcami Nowej Huty, świętowaliśmy w mogilskiej bazylice 30. rocznicę pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny. Bo właśnie 9 czerwca 1979 roku papież przybył do Nowej Huty. Ale trzy dni wcześniej, 6 czerwca 1979 roku, na warszawskim placu Zwycięstwa padły jego słowa, które odmieniły Polskę: „I wołam, ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja: Jan Paweł II, papież, wołam z całej głębi tego tysiąclecia, wołam w przeddzień święta Zesłania, wołam wraz z wami wszystkimi: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”.
Rok później wybuchła „Solidarność”. A dziesięć lat później – po dramatycznych doświadczeniach stanu wojennego i po kilku latach pogłębiającej się zapaści gospodarczej, przyszedł 4 czerwca 1989 roku, gdy w wyniku ugody Okrągłego Stołu, władza komunistyczna zdecydowała się na częściowo wolne wybory. Komuniści zagwarantowali sobie w nich 299 miejsce w Sejmie. Gra toczyła się jedynie o pozostałe 161 miejsc. Natomiast wybory do Senaty były całkiem wolne. Wyniki wyborów zaskoczyły nie tylko władze komunistyczne, ale również przedstawicieli Komitetu Obywatelskiego. W pierwszej turze „Solidarność” zdobyła 160 ze 161 mandatów. Ten pozostały mandat zdobyła także, tyle że w drugiej turze wyborów. W wyborach do Senatu kandydaci Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” zdobyli 99 na 100 mandatów. Przepadła tzw. lista krajowa, która obejmowała 35 nazwisk czołowych działaczy PZPR, ZSL i SD oraz współpracujących z nimi działaczy katolickich (m. in. PAX-u). W przypadku listy krajowej również obowiązywał wymóg osiągnięcia 50 proc. głosów i nie przewidziano dla niej drugiej tury. Po prostu liderom PZPR w głowie się nie mieściło, że lista mogłaby przepaść. Ale tak właśnie się stało. Przeszło jedynie dwóch kandydatów: komunista Adam Zieliński (kandydował z ostatniego miejsca) oraz Mikołaj Kozakiewicz z ZSL. 33 miejsca w Sejmie pozostały więc nie obsadzone.
Na naszych oczach komunizm umierał.
Jan L. FRANCZYK